Magdalena Kostyszyn
Chujowa pani domu
To chyba pierwszy antyporadnik na polskim rynku wydawniczym (albo pierwszy tak promowany, bo o innych – jeśli były – nie słyszałam), dlatego pewnie podzieli czytelników na tych, którzy są zachwyceni oraz oburzonych. Tytuł książki nie wziął się z kosmosu, to nazwa profilu FB i bloga, który Magdalena Kostyszyn prowadzi od dłuższego czasu.
Do poradników dotyczących wielu dziedzin życia już przywykliśmy. Teraz pojawia się coś innego, czyli antyporadnik. Ale nie znajdziecie w nim przepisu na spaloną jajecznicę i zostawiający smugi płyn do okien. To nie kurs jak zostać najgorszą panią domu (myślę, że akurat tego większości z nas nie trzeba uczyć, każda ma jakieś sukcesy w tym temacie), to raczej podpowiedź jak zejść na ziemię 😉 O co konkretnie chodzi? Już tłumaczę. Napompowany balonik perfekcji ma się bardzo dobrze dzięki wszystkim programom i poradnikom o tym, jak dobrze posprzątać, ugotować, wyprawić przyjęcie lub chociaż kolację dla kilku znajomych. Pewnie każda z nas znajdzie w swoim otoczeniu kobietę, która dała się wciągnąć w bieg po perfekcję, gdzie kolor serwetek na stole może zaważyć na powodzeniu całego wieczoru, kluczowe dla istnienia są też ręcznie robione etykiety na przetwory itp. Nie ma nic złego w porządku i dbaniu o własne otoczenie, ale obsesyjne dążenie do perfekcji nie jest zdrowe. Zwłaszcza jeśli dołożyć do tego etat w pracy i inne obowiązki, które mają współczesne kobiety. A przecież koleżanki wrzucają co chwilę zdjęcia na FB nowego wystroju okien, ręcznie wyhaftowanych serwetek, lśniącej zastawy, a do tego meldują się ze SPA lub wycieczki z uśmiechniętymi, czystymi, wyprasowanymi dziećmi. Frustrujące? No raczej. I tu wkracza „Chujowa pani domu”, która pokazuje, że nie każdy jest mistrzem gotowania, planowania, sprzątania. Co więcej – da się z tym żyć! Autorka obśmiewa wiele kwestii naszego życia, a w ten sposób spuszcza powietrze z napompowanego balonika. Przypalony obiad, pranie, które zapomniałaś wyciągnąć z pralki, brak kolorowego, zdrowego drugiego śniadania w pracy, rozczochrana głowa o poranku – to wszystko dzieje się każdej kobiecie, jednym częściej, innym rzadziej. Gonienie za wykreowanymi ideałami jest męczące i ciężkie do osiągnięcia, a co najważniejsze nie daje szczęścia, lepiej (i zdrowiej) żyć po swojemu. Ale chcę też podkreślić, że autorka nie namawia do bylejakości, bałaganu i olewania.
Sądzę, że znajdą się osoby, których ta książka oburzy lub urazi. Jest pisana dosadnym językiem, bardzo bezpośrednio, a do tego kpi z wielu spraw.
Autorka jest spostrzegawcza, dobrze obserwuje ludzi, bo potrafi bezlitośnie wypunktować różne zachowania, które tworzą fasadę „idealną”, którą pokazuje się ludziom.
W książce jest duża dawka poczucia humoru, ironii i sarkazmu. Kwestia wyboru imienia dla dziecka czy organizacji wesela to tylko niektóre, przy których można się pośmiać. A do tego zestaw pytań, które padają podczas każdego spotkania rodzinnego (kiedy skończysz studia, kiedy ślub, kiedy dziecko, drugie dziecko, dom z tarasem?) oraz krótkie zestawienie czego uczą seriale (w domu chodzimy wyłącznie w szpilkach, a zmywanie makijażu przed snem jest zabronione).
Moim zdaniem książka rozkręca się z czasem, bo pierwszych kilkanaście/kilkadziesiąt stron było trochę nudnych i nie byłam przekonana czy doczytam do końca. Później jest zabawniej.
Podsumowując, autorka tą książką namawia do wrzucenia na luz. Jest zabawnie, zwłaszcza gdy w którymś opisie znajdujesz siebie 🙂
Mam chrapkę na tę książkę. Oj, na pewno odnalazłabym tam opis siebie ;-).
Muszę ją przeczytać!!! Teraz na weekend będę w PL i lecę do księgarni!
Pozdrawiam
Ola
http://www.inspireyourlifenow.blogspot.com