Małżeństwo jak z obrazka, które nie chce mieć dzieci. Ich życie płynie spokojnie do czasu, kiedy on zmienia zdanie…
“Dziecioodporna” to moje trzecie spotkanie z twórczością Emily Giffin. Dwie poprzednie książki podobały mi się, dlatego z kredytem zaufania sięgnęłam po kolejną część.
Główna bohaterka Claudia to spełniająca się zawodowo trzydziestoparolatka. Ma kochającego męża, z którym wydają się tworzyć małżeństwo idealne: są zgodni, mają wspólne pasje, rozumieją się i wspierają. Mają też niepisaną umowę – brak dzieci. Wspólnie odpowiadają na pytania rodziny, przyjaciół i znajomych, dlaczego podjęli taką decyzję. Ustalmy, w naszych realiach taka decyzja jest nadal drogą pod prąd, a kiedy w opisie bohaterki użyłam zwrotu “spełniona zawodowa”, wiedziałam jakie skojarzenia wywoła. Dodam jeszcze, że Claudia jest bardzo pewna siebie, w naszej kulturze chyba nie przywykliśmy do takich osób, nam wpaja się skromność i umniejszanie swoich umiejętności. To wszystko może sprawić, że możesz nie polubić Claudii, może cię wkurzać albo chociaż irytować. Oczywiście możesz się też z nią nie zgadzać, bo podjęła niepopularną decyzję dotyczącą macierzyństwa. Jest też grupa kobiet, która odnajdzie w zachowaniu Claudii wiele swoich problemów i dość szybko poczuje łączącą więź. We mnie budziła mieszanie uczucia, z jednej strony mocno przemyślała temat (czego wiele kobiet nie robi), miała odwagę i siłę mówić o podjętej decyzji (bo o ile decyzja o braku dzieci jest często uznawana za “pójście na łatwiznę i wybranie wygodnego życia”, o tyle odpowiadanie na kolejne pytania już chyba takie łatwe nie jest, myślę nawet, że może być frustrujące), z drugiej wkurzałam się na jej upór, a w sytuacji kryzysowej brak chęci jakiejkolwiek rozmowy. Miałam wrażenie, że się zacięła. Powód był – mąż zmienił zdanie. Sytuacji, w których raz się dziwiłam, raz rozumiałam, było więcej, ale to dobrze, czarno-biali bohaterowie są nudni.
Oprócz Claudii w książce pojawia się jeszcze kilka kobiet. Każda z nich ma zupełnie inną sytuację życiową. Jedna z sióstr głównej bohaterki boryka się z problemem niepłodności, co z pewnością nie ułatwia kobietom relacji. Druga siostra ma dzieci, ale urodziła je nieodpowiedniemu mężczyźnie. Natomiast przyjaciółka Claudii próbuje “złapać na dziecko” (okropny zwrot, ale najlepiej określa sytuację) żonatego mężczyznę. A do tej listy można dopisać jeszcze relację matka-córka każdej sióstr. Temat macierzyństwa jest zatem odmieniony przez wiele przypadków. Autorka wplata w akcję sytuacje związane z tematem macierzyństwa, “Dziecioodporna” nie jest jednak książką psychologiczną, nie analizuje dogłębnie tematu, nie odpowie na nurtujące pytania, raczej porusza różne aspekty macierzyństwa, niektóre dość pobieżnie, może jednostronnie. Autorka poświęca też sporo uwagi kryzysowi małżeńskiemu Claudii i Bena. Warto podkreślić, że historia jest opowiedziana z perspektywy Claudii, mamy pierwszoosobową narrację. Jeśli nie polubisz Claudii, pewnie utrudni ci to czytanie.
Styl Giffin po raz kolejny okazał się swobodny i przyjemny w czytaniu, przez co książkę czyta się szybko.
Podsumowując, autorka sięgnęła po niełatwy temat, za co należy jej się pochwała, podobnie jak za styl. Narracja pierwszoosobowa sprawia, że patrzymy na świat oczami Claudii, jest to więc subiektywny odbiór, mocno podkreślone są jej emocje i uczucia. Sama Claudia też może budzić różne uczucia, mnie nie denerwowała, czasami jej nie rozumiałam. Jeśli oczekujesz szerokiego ujęcia tematu rezygnacji z macierzyństwa, dogłębnej psychologicznej analizy – raczej tego nie dostaniesz. “Dziecioodporna” to nakreślenie sytuacji różnych kobiet, może jakaś zachęta do dyskusji. Ja przeczytałam książkę szybko i podobała mi się mimo drobnych zastrzeżeń.
PS. Pisałam już, że okładki książek Giffin są moim zdaniem beznadziejne? Na czytniku mniej straszą – na szczęście.