Lew Tołstoj
Z tzw. klasyką literatury zawsze byłam na bakier, przyznaję, że mam w tym temacie spore braki. Ostatnio jakiś impuls skłonił mnie do sięgnięcia po „Annę Kareninę”. Gdybym miała podać powód, dlaczego akurat Lew Tołstoj, dlaczego akurat ta książka – nie wiem, tak wyszło. Zaczęłam i mnie wciągnęło.
Podejrzewam, że fabuła tej powieści jest znana, nawet jeśli ktoś nie czytał książki, to może obejrzał jedną z kilku ekranizacji. Tłem wydarzeń jest Rosja lat 70. XIX wieku. Z jednej strony obracamy się w arystokratycznych sferach, gdzie kobiety ubrane są w eleganckie suknie, a towarzystwo spotyka się podczas wyścigów konnych. Z drugiej strony mamy wieś, ludzi ciężko pracujących przy gospodarstwie.
Zwykle podczas czytania przeszkadzały mi zbyt rozwlekłe opisy, a w tym wypadku moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Te krajobrazy, opisy pracy rolników, polowań – to wszystko żyło w mojej głowie. Nie przeszkadzał mi nawet kilkustronicowy opis obsiewu pól. Dodatkowo, szczegółowo opisane reakcje ludzi, ich wzajemne obserwowanie się, odgadywanie myśli po najmniejszym grymasie twarzy. Bohaterowie analizowali każdy gest, spojrzenie, a do tego wielu rzeczy nie mogli powiedzieć wprost, zwłaszcza w przypadku relacji kobiety i mężczyzny. Dzisiaj nikt już tak nie rozmawia, nie praktykuje subtelnej gry słów, spojrzeń, gestów. Najlepszym przykładem tego, o czym piszę jest dialog:
-k.p.m.o.t.b.n.m.c.t.z.n.c.w.-w.j.n.m.i.o.-A teraz?-ż.p.m.z.i.p.t.c.b.-n.m.n.d.z.i.p.n.n.p.p.k.Zrozumiałam.