Żona mormona
Irene Spencer
Zanim sięgnęłam po tę książkę o mormonach wiedziałam niewiele, pewnie tyle, ile przeciętny człowiek. Ciekawość kazała mi zajrzeć do tego świata, który intuicyjnie uznałam za zupełnie inny niż mój. Nie zawiodłam się, po pierwsze, książkę czyta się dobrze, szybko, a kolejne strony przerzuca się z ciekawością.
Główna bohaterka wspomina swoje życia, które był bardzo ciężkie i pełne wyrzeczeń. Dzięki jej opowieściom poznamy bardzo hermetyczny świat mormonów, do którego większość z nas nie będzie miała nigdy wstępu. Kobieta może początkowo wywoływać mieszane uczucia, bo większość jej decyzji i wyborów szokuje, przynajmniej ja byłam w szoku, że godzi się na pewne rzeczy. Piszę o tym dlatego, bo wiem ile razy na początku czytania pomyślałam, że ma to wszystko na własne życzenie. Ale w miarę czytania zrozumiałam, że kluczowe jest jej wychowanie, wiara, w której dorastała – ona po prostu nie wiedziała, że ma wybór. Kiedy już to do nas dotrze możemy śmiało czytać.
Momentami byłam przerażona, momentami wzruszona, zniesmaczona, pełna podziwu itd, itd. Jednego jestem pewna, Irene jest kobietą silną, w moich oczach heroicznie silną, po pierwsze, bo żyła przez tyle lat w niewyobrażalnym dla mnie układzie, a po drugie, że po tym wszystkim znalazła w sobie wystarczająco dużo siły, żeby jednak wybrać swoje marzenia.
Może gdybym wiedziała więcej na temat mormonów, ta książka nie zdziwiłaby mnie tak bardzo. Jednak to był mój pierwszy kontakt z ich filozofią życia. Ta inność wbijała mnie w fotel przy każdej stronie.
Polecam.